Zaskoczyło mnie w samym środku wydarzenie bardzo nie pasujące do tylu innych podobnych filmów w których superbohater ma dwie minuty na uratowanie całego świata i oczywiscie mu się udaje. To wielki plus dla filmu. Zdjęcia też miejscami były ciekawe. Lecz niestety to tyle dobrego na temat "Sumy wszystkich strachów". Reszta powinna być milczeniem, ale ostrzegę kilku zapaleńców thrillerów politycznych: gdyby w taki sposób w ogromnym ośrodku decyzyjnym jakim jest Pentagon, przebiegały informacje to USA dawno by już nie istniały. Jack Ryan, agent CIA nie może przekazać informacji prezydentowi własnego kraju, a udaje mu się porozumieć z prezydentem Rosji. Absurd. Zaś słodziutkie żarciki pod koniec filmu na temat wszechwiedzącej CIA (KGB, czy innych temu podobnych), przyprawiły mnie o mdłości. Powtórzę za kolegą moviemanem, iż zakończenie jest bardzo typowe i przeidealizowane. Jednakże w przeciwieństwie do niego ja się nie przyzwyczaiłem do takich zakończeń i bardzo zepsuło mi ono ogólny odbiór filmu. A mimo wszystko byłby on dobry. Za niejednokrotne trzymanie w napięciu. Ba, nawet oceniam film na piątkę, tyle, że w dziesięciopunktowej skali.