Reżyser doskonałej "Barbary" tym razem odszedł od dosadności i igrając z formą, nie nakręcił drugiego tak dobrego obrazu, tym niemniej jest to jeden z ciekawszych filmów, jakie ostatnio widziałem, choć mam zastrzeżenia do tego struktury. Przede wszystkim eksperyment, by opowieść wojenną osadzić we współczesnych dekoracjach, budzi moją wątpliwość. Zaskakuje i wprowadza niepokój, ale na dłuższą metę to się nie sprawdza. Podobnie jak osadzenie nas w powieściowej - bo Petzold czerpie z Seghers - narracji. Czyli np. bohaterka leży na łóżku, a narrator nam to obwieszcza. Mam wrażenie, że tematykę uchodźców i samego uciekania uwspółcześniono na siłę. I nie wyszedł z tego dobry eksperyment. Warto jednak sprawdzić, na ile zirytuje, bo to mimo wszystko rzecz warta zobaczenia, gdy zada się pytanie o to, jak wiele o powtarzalności losu chce opowiedzieć niemiecki reżyser.