Michael Greyeyes w swojej tradycyjnej roli, tyle że kiedyś był Szalonym Koniem, teraz już Siedzącym Bykiem, więc starszy widz poczuje że lata uciekają ;-) Cóż można jeszcze dodać na temat filmu? Po prostu dobry i ładny (jak kiedyś "Biała squaw", "Szalony Koń"). Mając w pamięci niedawny "Hostiles" z Balem i Pike, to jednak wg mnie nieco słabszy.
I dość nudnawy, niestety. Potencjał niesamowity, ale stłamszony przez ową "kobiecą rękę".
Film - ze swej natury - musi być lapidarny. Kobietom to jednak nijak nie wychodzi.
Czy się mylę? Proszę o przykłady dobrych kobiet-reżyserów (i konkretnych filmów).
Sorry Winnetou (by być w temacie) , ale raczej niech kobiety pozostaną przy literaturze (np. "kultowe" "Nad Niemnem" ;-) ).
np. Jane Campion i "Fortepian" czy Kathryn Bigelow i "The Hurt Locker". Ale w taką grę się nie "bawię". Film jest dobry albo nie. Płeć realizatorów nie ma dla mnie znaczenia.