tyle razy ten film widziałam i za każdym razem wciągający. Jeden z lepszych Forda. Fabuła kupy się trzyma (nie jak w dzisiejszych produkcjach, gdzie czasami nie wiadomo co do czego przyczepić, a trup ściele się gęsto).A i do tego Peter Weir, zresztą ten nastrój...klasa. Ech, kiedyś to były filmy...
Właśnie jestem po obejrzeniu tego filmu i nie mogę się bardziej zgodzić z twoim komentarzem. Polecam!
Też jestem zdziwiona niską oceną. Oglądałam film trzy razy i kiedy już znałam na pamięć wszystkie szczegóły akcji, kontemplowałam przepiękne nastrojowe sceny kręcone o wschodzie słońca.
Nastrój tworzy przede wszystkim muzyka w tle, zupełnie nieamerykańska, oderwana od tej amerykańskiej, sztampowej muzyki filmowej jeszcze głębiej przenosi nas do zupełnie nieamerykańskiego zamkniętego świata żyjącego w zgodzie z naturą i Bogiem. Świetny film.
Ale nie byłbym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepił:-)
1. Gdy przy końcu, w kukurydzianym elewatorze Glover pada na ścianę od kuli Forda, oddaje jeszcze przedśmiertny strzał ze strzelby-pompki z jednej ręki i nawet mu ręka nie drgnie, podczas gdy taka broń ma spory odrzut i raczej trzyma się ją oburącz.
2. Zanim Ford zasłabnie i uderzy samochodem w karmnik dla ptaków jest scena, gdy żegna się z Amiszami i widać wyraźnie (ja to oglądałem w 1080p), że McGillis ma dziurkę w uchu po kolczykach. Może się nie znam, ale Amiszki chyba nie noszą biżuterii. Mogli na czas kręcenia filmu jakoś to zapudrować, czy cuś;-)
Fakt.
Kiedyś umieli dobrze opowiedzieć historię.
Dziś tego brakuje, szczególnie w kinie sensacyjnym. Pustym, chaotycznym, w którym wizualne efekciarstwo zastąpiło treść - i STYL.