Archiwalny film edukacyjny i przypadkowe spotkanie ze szkolnym kolegą przywołują wspomnienia z lat 60., kiedy to reżyser był w piątej klasie szkoły podstawowej. Wziął wówczas udział w pewnym wstydliwym incydencie: razem z innymi uczniami znęcał się psychicznie i fizycznie nad klasowym kozłem ofiarnym. Dziś nawiązuje kontakt z uczestnikami
do tego co już było. Po co? Wspominać, rozdrapywać rany, otwierać szafy z których wylatują trupy. Ludzie na całym świecie mają podobne historie. Jedne opowieści na skalę wartą uwagi, cała reszta nie. Ta historia jest kompletnie niepotrzebna nikomu, oprócz głównego bohatera, który teraz chce nim być? Zamiast gnębić...
Czuję spory niesmak po obejrzeniu tego filmu. Czy reżyser w ten sposób chce po prostu poradzić sobie z poczuciem winy? Chyba nie tylko o to chodzi. To film, który wywołuje w nas również sporo pytań i wspomnień. Może byliśmy prześladowcami, lub odwrotnie - to my byliśmy klasową ofiarą? Czy do takich wydarzeń trzeba...